Nie pamiętam zupełnie niczego.
Nie mam zielonego pojęcia, co ja tu właściwie robię. Powinnam już nie żyć, w końcu umarłam, ale jednak nadal tu stoję. Nad lodowatą rzeką, na całkowicie obcych terenach. Szczerze powiedziawszy nie wiem jak się znalazłam w tym właśnie miejscu.
Ale trzeba sobie jakoś radzić.
Spróbowałam wstać i natyhmiast poczułam okrutny ból w mięśniach. Nie dałam rady się podnieść. Zupełnie jakbym nke wykonywała absolutnie żadnego ruchu przez długi czas.
Leżałam kolejną godzinę, usiłując rozprostować skurczone mięśnie. Gdy nareszcie mogłam chodzić, postanowiłam od razu rozejrzeć się po okolicy.
To nie był zbyt dobry pomysł, gdyż co chwilę o coś się potykałam, czy to o wystające korzenie drzew. Jednak nareszcie po kilkunastu metrach odnalazłam mój ukochany łuk. Właściwie to nie miałam przy sobie ani jednej strzały, ale od razu poczułam ulgę. W końcu łuk to oczywiście również broń bliskiego zasięgu.
Tak sobię wędrowałam w poszukiwaniu reszty ekwipunku.
- Gdzie się wszyscy podziali? - zapytałam. Pytanie kierowałam do łuku, mojego wiernego towarzysza. Zanim stwierdzisz, że mam coś z głową, to wiedz, że mimo wszystko dokuczała mi wtedy ogromna samotność. Miałam wrażenie, jakbym ostatnio prowadziła konwersację z inną żywą istotą wieki temu.
Szłam i rozmyślałam, gdy wpadłam na jakiegoś wilka. No dosłownie o wilku mowa. Ale dlaczego go wcześniej nie wyniuchałam?
- Kim jesteś? - spytał nieznajomy (bądź nieznajoma, nie wnikam).
- A co ci do tego? - odwarknęłam, choć byłam świadoma, że odpowiadanie pytaniem na pytanie jest równie niegrzeczne co wtargnięcie na czyjeś terytorium. Bo to chyba był czyiś teren.
< Ktoś? Bw...>]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz