Po zakończonym polowaniu i oddaniu mięsa odpowiednim wilkom miałam nadzieję, że będę mogła spokojnie wrócić sobie do jaskini i odpocząć. Ale los oczywiście musiał zgotować dla mnie inne zajęcie. Elan brakło jakichś ziół i poprosiła mnie, abym ich poszukała. Uzdrowicielce nie wypadało odmawiać, toteż po wysłuchaniu uwag dotyczących wyglądu poszczególnych roślin i miejsc, gdzie najczęściej występują, ruszyłam na poszukiwania.
Wlekłam się noga za nogą aż do północnej granicy, gdzie podobno rosła większa część z tych ziół. W zasięgu wzroku nie dostrzegłam jednak żadnych odpowiadających opisowi Elan rosło, toteż pobiegłam truchtem wzdłuż granicy. W duchu błagałam tylko, bym je szybko znalazła, bo łapy powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Po kilku minutach zmuszona byłam się zatrzymać na krótki odpoczynek. Walka z wołem była dość wyczerpująca, potem zawleczenie mięsa watasze, a teraz jeszcze to.
- To był zły pomysł - wymruczałam do siebie pod nosem, ruszając na dalsze poszukiwania. Po przebyciu jakichś dwustu-trzystu metrów dostrzegłam wreszcie kępę roślin, które odpowiadały opisowi Elan. Zanim jednak pochyliłam się, aby zerwać zioła, dostrzegłam ciemną wilczą sylwetkę. Po chwili namysłu uznałam, że to Cassie i pomachałam jej ogonem. Nie byłam pewna, czy mnie zobaczyła, bo nie doczekałam się odpowiedzi.
Zrywałam już ostatnią porcję roślin, gdy poczułam ostry, wrogi zapach jakiegoś wilka od strony zawietrznej. Uniosłam głowę w idealnym momencie, aby zobaczyć skaczącego w moją stronę złotobrązowego basiora. Odskoczyłam na bok, ale niewystarczająco - na pysku i szyi poczułam ból w miejscu, gdzie pazury przeciwnika przecięły mi skórę. Odwróciłam się w porę - nieznajomy przygotowywał się do kolejnego ataku. Pochyliłam się i zjeżyłam, a z mojego gardła wydobył się wark. Zaczęliśmy krążyć wokół siebie, oceniając się nawzajem. Mój przeciwnik był rosły i umięśniony, więc zapewne silny, ale nie mógł być przy tej masie zwinniejszy ode mnie. Co nie zmieniało faktu, że mógł być szybki...
Ponownie odskoczyłam na bok i nim złotobrązowy basior zdążył zawrócić, skoczyłam na niego i przewróciłam go na ziemię, gryząc przy tym w łapę. Wbiłam pazury w jego klatkę piersiową, a na jego futrze pojawiły się krople krwi. Wystarczyło jedno ugryzienie, by go zabić...
Z równowagi wytrąciło mnie spojrzenie przeciwnika. W jego oczach dostrzegłam błysk niezachwianej pewności, że jeszcze nie przegrał. No przecież... Mogłam wcześniej o tym pomyśleć... To był głupi pomysł, zakładać, że jest sam...
W następnej chwili upadłam na ziemię, przewrócona przez innego basiora, tym razem czarno-białego. Korzystając z chwili, kiedy zdezorientowana nie byłam w stanie się bronić, wilk wgryzł się w mój bark. Zawyłam z bólu. W następnej chwili poczułam, jak czyjeś pazury rozdzierają moje ucho. Krew zasłoniła mi pole widzenia.
<Cassie? Jak chcesz, to możesz ich zabić. Albo przemienić Alt w wampira>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz