- Muszę coś z tym zrobić - mamrotałam do siebie, chodząc tam i z powrotem, od jednej ściany jaskini do drugiej. Minął dzień od mojego powrotu do watahy, Yesterday poszedł zająć się wojownikami, a ja spędzałam czas na zamartwianiu się. Bałam się o Cassie. Co prawda twierdziła, że nie wróci, ale gdzieś głęboko w sercu żywiłam nadzieję, że jednak zmieni zdanie. Która malała z każdą minutą.
Czy była całą i zdrowa, czy też może ten Alfa coś jej zrobił? Domyślałam się, że jest zbyt okrutny na to, aby zabić wilczycę, ale kto wie, jak mógł ją potraktować? Szansa, że jej nie tknął, wynosiła mniej niż jeden procent, tego byłam pewna. Ale co teraz miałam zrobić? Zostać tu i po prostu zapomnieć o Cassie? To przecież nie wchodziło w grę. Musiałam ją tutaj ściągnąć, dla jej własnego dobra. Niechby później odeszła, byleby tylko nie przebywała już w tamtej watasze.
- Co ja mogę zrobić... - mruknęłam cicho, nie przerywając marszu. Na myśl nasuwały mi się tylko dwie opcje - albo samej ją odbić, albo zrobić to razem z watahą. Skoro i tak mają nas zaatakować, czy nie lepiej, żebyśmy ich uprzedzili? Tylko co na to Yesterday? Wygnał Cassie, to prawda, ale wiedziałam, że nie ma serca, by zostawiać wilka w sytuacji, kiedy inny się na nim wyżywa. Tylko... nie miałam przecież na to dowodów, prawda?
Może po prostu złożysz szybką wizytę Cassie, a potem wrócisz po pomoc? - zaproponował Północny Wiatr. Zatrzymałam się w pół kroku.
- W sumie... to nie taka zła propozycja. Ale jeśli tylko będę mieć możliwość, to wyciągnę stamtąd Cassie sama - stwierdziłam.
Tylko nie zapomnij, by jej nie mówić o sprowadzeniu pomocy, jeśli ci się nie uda - przypomniał mi mój niewidzialny przyjaciel. Kiwnęłam głową w zamyśleniu. Cóż, miał rację.
Oczywiście, że mam rację - mruknął cicho Wiatr i wyleciał z jaskini. Po sekundzie wahania, ruszyłam jego śladem. Nie miałam jeszcze pojęcia, jak zamierzam dostać się do Cassie, ale byłam pewna, że po prostu muszę to zrobić.
<Cassie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz