Od Yesterday'a CD. Shairen

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że Shairen będzie skłonna do zwierzeń, więc tylko skinąłem głową, na znak, że akceptuję jej decyzję. Chyba dostrzegłem na ułamek sekundy w jej oczach błysk zaskoczenia, jednak mogło mi się tylko zdawać. Moja towarzyszka nie wyglądała na skorą do rozmowy, więc wróciłem do podziwiania księżyca. Zawsze mnie zachwycał, a jeszcze niezwyklejszy i bardziej magiczny zdawał mi się podczas pełni. Jego srebrny blask uspokajał mnie w dzieciństwie po przebudzeniu z koszmarnych snów. Nieraz stawał się inspiracją do pisania wierszy. A czasem pomagał po prostu swoją obecnością na niebie...
Kątem oka spojrzałem na siedzącą obok Shairen. Wilczyca patrzyła prosto przed siebie, ale spojrzenie miała nieobecne, jakby nad czymś rozmyślała. Nie zamierzałem przerywać milczenia - cisza w żadnym wypadku mi nie przeszkadzała. Zamiast tego mój wzrok ponownie spoczął na księżycu, a potem prześlizgnął się na całkiem dobrze widoczne gwiazdy. Część nocnego nieba nadal przysłaniały deszczowe chmury, ale sporo ze znanych mi gwiazdozbiorów mogłem zobaczyć bez problemów. Kasjopeja, Wielka Niedźwiedzica, Smok...
Zamiast po prostu przekręcić głowę w bok, zadarłem ją do góry. Nie minęła chwila, a zsuwałem się po wilgotnej po deszczu trawie ze wzgórza. Shairen odwróciła się w moją stronę, ze spojrzeniem mówiącym "znowu?". Tia... kolejny raz zsunąłem się po zboczu. Ładnie ujęte. Znowu.
Gdy tylko się zatrzymałem, wstałem i otrząsnąłem futro z kropli wody. Następnie wspiąłem się na wzgórze ponownie, i tym razem nie unikając poślizgnięć.
- Wybacz - zwróciłem się do Shairen, gdy już usiadłem obok niej. - Chciałem po prostu obejrzeć gwiazdy.
<Shairen? Beeeeeeeezwen>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz