Ułożywszy się wygodnie na brzegu Rzeki Leminga, zamknąłem oczy i zasłoniłem uszy łapami, aby nie słyszeć szumu wody i innych dekoncentrujących dźwięków. Musiałem wymyślić sposób na uświadomienie Prascannie... no, wszystkiego.
Po jej ucieczce wyminąłem lodowe sople i uciekłem właśnie tutaj, aby spokojnie pomyśleć. Gdybym ponownie się z nią spotkał, mogłoby się skończyć to kolejną kłótnią... Szczególnie, jeśli brało się pod uwagę to, że medyczka niewiele wiedziała... Wcale nie uważałem jej za słabą, tylko jej sposób, w jaki pokazywała swoją siłę - za lekkomyślny. Ogólnie rzecz biorąc, nie była nieprzydatna - chyba, że akurat leżała sobie ranna, kiedy przydałaby się jej wiedza medyczna...
Westchnąłem cicho. Cała ta sytuacja... była taka skomplikowana... tak ciężko znaleźć mi było na wszystko chociaż słowo wyjaśnienia... Dodatkowo ona wciąż uważała, że mam ją za słabą... Idąc jej tokiem myślenia, powinienem już więcej nikomu nie pomagać... bo odwróciło się to teraz przeciw mnie... Kiedyś, nie tak dawno, powiedziałem jej, że nie jest słaba i głupia... A teraz ona mi mówi, że za taką ją uważam... Czy naprawdę tak szybko o tym zapomniała?
Podniosłem się z ziemi i spojrzałem na połyskującą Rzekę Leminga. Westchnąłem jeszcze raz, a potem odwróciłem się i ruszyłem na poszukiwania Prascanny. Miałem przeczucie, że nic specjalnego nie wymyślę i że lepiej będzie, jeśli nie będę tkwił tu, bezskutecznie usiłując znaleźć odpowiednie słowa. Łatwiejsze od tego okazało się znalezienie Prascanny - zostawiła za sobą ślad z lodu. Nawet gdy po pewnym czasie rozpuścił się, odgniecenia na trawie były wyraźne i pozwoliły mi odnaleźć różowawą wilczycę. Medyczka siedziała na trawie z pochyloną głową.
- Zostaw mnie w spokoju - wyszeptała.
- Prascanno...
- POWIEDZIAŁAM ZOSTAW MNIE!
Przed kilkona ostrymi, lodowymi soplami osłoniłem się machnięciem utworzonej naprędce wodnej tarczy. Gdy woda opadła na ziemię, dostrzegłem zmieszany wzrok Prascanny.
- Przepraszam - wyszeptała. - Ale ty po prostu nie wiesz, jak to jest być uważanym za słabego i nieprzydatnego...
- A ty nie wiesz, jak to jest wysłuchawać wilków z bezpodstawnymi uronieniami - odparłem. - Nie pamiętasz już, jak przekonałem cię, że nie jesteś słaba? Nie rozumiem, dlaczego teraz zachowujesz się, jakbym uważał, że z niczym sobie nie poradzisz.
- Wziąłeś mnie na wyprawę jako medyka. Mogłam walczyć...
- Ale potrzebowaliśmy cię jako medyka, a nie jako wojowniczkę. Jeśli chciałaś nią być, to mogłaś mi o tym powiedzieć, kiedy przyjmowałem cię do watahy. I... zrozum, nigdy nie wątpiłem w to, że jesteś silna, tylko... Okazujesz to w nieprzemyślany sposób, który może ci zaszkodzić. Nie chcę, żebyś umarła, jesteś w końcu członkiem mojej watahy. A lekkomyślność, którą ostatnio aż zbyt często się wykazywałaś... może do tego doprowadzić. Może cię zabić.
- Skoro i tak się na niewiele nadaję, to...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz!? - wykrzyknąłem. - Jesteś dobrą medyczką i właśnie takiej ciebie potrzebujemy. Mówiłem ci już kiedyś chyba, że jesteś piękna, mądra i silna. Pokaż to w końcu. Pokaż, że miałem rację...
<Prascanna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz