Dopóki nie zostawiłam wrogiego obozu daleko za sobą, utrzymywałam stałe, dość szybkie tempo. Potem jednak, upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, zwiesiłam głowę i zwolniłam kroku. Tak w zasadzie, to dalej wlekłam się noga za nogą. Niby znalazłam Cassie, ale... ona została... I jak ja miałam sobie teraz poradzić... Lada chwila może zachcieć mi się krwi...
Altair, ogarnij się. Wataha cię potrzebuje. Najpierw musisz ich ostrzec, potem będziesz się zamartwiać - przemówił do mnie Północny Wiatr. Chciałam się sprzeciwić, ale wiedziałam, że niewidzialny przyjaciel ma rację. Westchnęłam i podniosłam głowę. Znajdowałam się gdzieś pośród porośniętych tundrową roślinnością wzgórz. Z chłodnym wiatrem przyleciał do mnie zapach wilków z WKS, musiałam więc być już niedaleko. Zmusiłam się, aby wydłużyć krok.
>>> <<<
- Tak, Cassie mi to powiedziała. Dobrze słyszałeś - odpowiedziałam. Przed dotarciem do watahy zapolowałam jeszcze i posiliłam się krwią, teraz zaś rozmawiałam z Yesterday'em w jego jaskini.
- I ty jej wierzysz? Tej... zdrajczyni? Po tym, co ci zrobiła? - warknął brat, przyglądając mi się uważnie.
- Uratowała mnie, więc jej wierzę. Zresztą, widziałam na własne oczy, co się tam dzieje. I słyszałam, jak o tym mówili... a przynajmniej tak myślę.
Alfa tylko prychnął i kontynuował chodzenie od ściany do ściany. Zupełnie jak niedawno Cassie...
- Tu chodzi o dobro watahy. Musisz mi uwierzyć! - spróbowałam raz jeszcze. Yesterday przystanął na chwilę, a potem podszedł do mnie.
- Wierzę ci. Ale cała ta sytuacja mi się nie podoba.
- Mi też - mruknęłam. Cóż, powiedziałam Day'owi, że Cassie żyje, wbrew jej woli... Ale... tak będzie chyba lepiej... może... nie wiem...
Nagle uświadomiłam sobie pewną straszną rzecz. Ten Alfa używa siły... a Cassie brała za mnie odpowiedzialność... a ja uciekłam... O matko, a jeśli on jej coś zrobił? Tylko nie to... I co ja mam teraz robić? Wietrze? Jesteś tam?
Ale tym razem odpowiedziała mi cisza.
<Cassie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz