Obudziłem się obok Dangroła. A przed nim był list. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem, bo utrudniało to wielkie cielsko dobermana, do którego dziwnie byłem przywiązany. Przeczytałem list i mocno się wkurzyłem. Przy moim szarpaniu Dangaroł obudził się i zaczął się wierzgać.
- Zobacz!- warknąłem na psa, a on popatrzył na list
- To wszystko twoja wina!- syknął pies z zmrużył oczy w morderczym spojrzeniu.
- Chyba przez ciebie, gdybyś nie skakał wokół niej i nie patrzył się na mnie w taki sposób, nie doszłoby do tego, a teraz muszę być do ciebie przywiązany!
- Osz ty!- warknął i rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się okładać łapami i gryźć po szyi, policzkach... Najwięcej bęcków niestety zebrałem ja, bo natura nie uzdolniła mnie do obrony, tylko do leczenia, niestety.
- Ty bękarcie!- warczał Dangaroł, gryząc mnie w policzek
- Pchlarzu!- syknąłem, dając mu po pysku.
Sprzeczka trwała do młodego popołudnia. Zmęczeni, pogryzieni i pobici dyszeliśmy bezradni. Bez sensu takie coś. Nie można nas zmusić, abyśmy się lubili. Gdy minęła godzina druga, bójka poszła znowu z mojej winy, bo chciałem iść do pracy, a on na to, że to nie jego problem. I znowu cios za ciosami, ugryzienia, za ugryzieniami. Ciskaliśmy się o ściany, ja parzyłem magią Dangoroła, a on za to częstował mnie rzędem ostrych zębów. W końcu nie wytrzymałem z nerwów i z całych sił jakiej uzbierałem w łapie i uderzyłem dobermana w pysk. Siła była tak mocna, że doberman zatoczył głową i stracił przytomność.
- Głupi pies- syknąłem i poszedłem wraz z jego ciężkim cielskiem do apteczki, aby opatrzyć paskudne pogryzienia. Zmęczenie doprowadziło mnie do tego, że padłem na ziemię i zatopiłem się w głęboki sen.
<Luna? A morał jest taki, że nie można nikogo zmuszać do tego, aby ktoś kogoś polubił :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz