Przerwałem rozmowę z Prascanną tylko dlatego, że dalsza wymiana zdań nie miała sensu. No i denerwowała mnie już swoją lekkomyślnością, a czasami wręcz brakiem logicznego myślenia. Piorytetem każdego przywódcy powinna być ochrona podwładnych, zanim zacznie działać, to chyba dobrze znany fakt. Zamrożona Paproć właśnie tak zamierzał postąpić - zapewnić bezpieczeństwo innym, a potem stanąć do walki z upiorem. Tylko Prascanna oczywiście musiała mu przerwać, tak spontanicznie postanawiając odegrać rolę bohaterki... i to już nie pierwszy raz. Doprawdy, miałem już dosyć jej zachowania - odgrywanie bardziej doświadczonej niż była, potem spadek samooceny, nagła poprawa i teraz zgrywanie silniejszej i zaradnej kiedy tylko nadarzała się okazja. Zastanawiałem się, co nią kierowało. Może chciała po prostu pokazać mi, że również mogłaby walczyć z ludźmi, że mogła być kimś więcej niż nieprzydatną, ranną medyczką?
Teraz szła przed siebie uparcie, zgrywając silniejszą za każdym razem, gdy na nią spojrzałem. Jednak podczas tych ułamków sekund, gdy dopiero odnotowywała to, że na nią patrzę, widziałem, że zostało jej już niewiele sił. Gdyby tylko była tu woda, mógłbym spróbować ją uzdrowić... Ale jak na złość wszędzie wokół nadal leżał jedynie śnieg.
W duchu miałem dość jej zachowania. Postępowała po prostu bezmyślnie. Chce pokazać, jaka jest silna - dobrze, ale powinna to robić w innych okolicznościach, zupełnie zdrowa. Martwa na nic się nam nie przyda, a tylko stracimy medyczkę. Hm... Umrzeć, ale pokazać za to swoją siłę, której tak naprawdę się nie ma... No, naprawdę opłacalna inwestycja.
Miałem właśnie zwrócić Prascannie uwagę, żeby się nie przeforsowywała, kiedy ta upadła na ziemię i zaczęła zwijać się z bólu. Dziwne... jej rana zaczęła tylko delikatnie krwawić.
Shairen pojawiła się przy nas zanim zdążyłem ją zawołać.
- Nie mam pojęcia, co jej dolega - stwierdziła po krótkich oględzinach. - Najrozsądniej byłoby zanieść ją do Elan.
- Niech to - wymruczałem. - Wezmę ze sobą kogoś z Północy i zaniosę ją.
- Dam jej tylko zioła, aby uśmierzyć ból.
Kiwnąłem głową i podbiegłem do Rakkausa, jednego z wojowników z Północy. Razem podnieśliśmy Prascannę i ruszyliśmy możliwie najszybciej ku terenom WKS. Byliśmy już blisko Tunelu Chione... A stamtąd było już niedaleko.
>>> <<<
Prascanna funkcjonowała już prawie normalnie. Jak się okazało, została trafiona niedużym, zatrutym kawałkiem lodu podczas walki z upiorem. Według Elan niewiele brakowało, a opuściłaby ten świat na zawsze. Miałem więc powody, aby przyjść do niej, gdy tylko poczuje się dość dobrze, i zrobić jej awanturę.
- Czy ty zawsze musisz postępować tak bezmyślnie? - wydarłem się na nią. - Najpierw narażasz niepotrzebnie swoje życie, teraz znowu mogłaś umrzeć z wycieńczenia! Ruch i zmęczenie tylko przyspieszyły działanie trucizny. Czy mogłabyś przestać w końcu udawać kogoś, kim nie jesteś?
- Ja tylko...
- Jeśli chciałaś wyglądać na silną, to nie byłbym taki pewien, że teraz inni cię za taką uważają. Stawiałbym bardziej na lekkomyślną. I to jak najbardziej trafne określenie.
Powiedziałem już wszystko, co miałem do powiedzenia. Owszem, mogłem zrobić to łagodniej, ale... miałem już dość. Czekałem teraz tylko w milczeniu na reakcję Prascanny.
<Prascanna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz