Od Shairen CD. Yesterday'a

Patrzyłam na niego, nieco zażenowana jego zachowaniem. A było ono conajmniej dziwne, jak nie nieco infantylne. Nie wiedziałam, co to miało znaczyć, dlatego pozostało mi jedynie przyglądanie się postępowaniu basiora; zsuwał się po zboczu, głowę mając zadartą ku górze, a skupione spojrzenie jego oczu krążyło od gwiazdy do gwiazdy, jakby chciał objąć nim wszystkie gwiazdozbiory. Musiałam przyznać, że wyglądało to odrobinę komicznie, jednak nadal miałam poważny wyraz pyska.
— Wybacz — odezwał się po tym, jak ponownie znalazł się obok mnie u szczytu wzgórza. — Chciałem po prostu obejrzeć gwiazdy.
— Och... — wyrwało mi się, gdy nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć i nie stać mnie było na choć odrobinę inteligentniejszą wypowiedź. Obejrzeć gwiazdy? Nigdy nie poświęcałam im większej uwagi, skoro były czymś równie powszechnym co trawa, którą zobaczyć można na co dzień. Nie były niczym wyjątkowym. Nic, poza błyszczącymi, białymi kropkami na tle czarnego nieba... Prawda? — Obejrzeć gwiazdy... — powtórzyłam cicho.
— Wiesz, gwiazdy są naprawdę piękne. Im dłużej na nie patrzysz, tym bardziej niesamowite ci się wydają.
Zadarłam niechętnie łeb do góry, szczerze wątpiąc w prawdziwość słów wilka.
— Układają się w osobliwe obrazy — podjął się kontynuowania tematu. — Mam swoją jedną ulubioną konstelację, ty też sobie jakąś powinnaś znaleźć. Taką, która najlepiej odzwierciedla twoje odczucia. Którą zawsze bez problemu będziesz umiała odnaleźć na niebie.
Zachęcona wypowiedzią basiora poświęciłam dość długą chwilę ciszy, aż moje oczy wyłapały coś szczególnego. Gwiazdę, która zdawała się świecić mocniej niż inne, która zdawała się chcieć, by to na nią zwracano uwagę w pierwszej kolejności, a jednak oczy obserwatora odnajdowały ją dopiero po kilku chwilach uważnego przyglądania się. Nie miałam pojęcia, czy należała do jakiejś konstelacji, a pomimo tego czułam dziwną pewność, że gwiazda otoczona była wyłącznie samotnością.
— Chyba znalazłam swoją własną gwiazdę. — Uśmiechnęłam się delikatnie, i nie potrafiąc przestać się uśmiechać, odwróciłam łeb w inną stronę, aby Yesterday nie mógł zobaczyć tego wyrazu pyska. Uśmiecham się często. Dziwne, że tyle rzeczy jest nadal w stanie wywołać u mnie radość. A ja za cel postawiłam sobie nie ujawniać nikomu tych radosnych emocji, które powinnam w sobie zabić, podczas gdy ja nie jestem w stanie tego zrobić. Zdając sobie sprawę z tego, na moim pysku na powrót pojawił się bezemocjonalny wyraz. — Lepiej wróć już do jaskini, Yesterday. — Chciałam zabrzmieć chłodno, i chyba mi się udało. Byleby samiec zrozumiał, że nie chcę już jego towarzystwa.
Nie potrzebuję jakiegokolwiek towarzystwa.
Zaczęłam schodzić ze wzgórza, czując na sobie zmęczony wzrok basiora. Powinien się wyspać, podczas gdy siedział ze mną przez noc. Przecież na następny dzień z pewnością miał masę pracy, podczas gdy on wolał spędzić ten czas na wpatrywaniu się w bezchmurne niebo i podziwianiu gwiazd. Więc dlaczego...?
Pokręciłam głową, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia. Zaczynałam być przytłaczana przez wątpliwości. Yesterday był dla mnie jedną, wielką zagadką. Nie potrafiłam nie być spięta w jego towarzystwie, a to za sprawą nieufności wobec niego. Martwiłam się swoim nieprzyjemnym snem i bezsilnością, jaka mnie w nim dopadła. Przyrzekłam sobie wtedy, że już nigdy nie pozwolę na taką bezradność wobec zagrożenia. Niepewny był przekaz tego snu. Czy wogóle był w nim przekaz? Gdy mimowolnie przypomniałam sobie to, co działo się w tym koszmarze, nie potrafiłam powstrzymać lekkich drgawek, jakie przeszyły moje ciało. To było oznaką strachu i słabości.
A przecież je też powinnam w sobie zabić.

<Yesterday?> Zaczynam mieć wrażenie, że Shai ma wahania nastroju jak Prascanna ;__;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz