Od Yesterday'a CD. Prascanny

Nie miałem ani siły, ani ochoty, by rozmyślać nad słowami Prascanny. Niech sama się zastanowi nad całokształtem swojego zachowania i swoich oczekiwań. W końcu nie jestem psychologiem, prawda?
Położyłem się w niedużym zagłębieniu jakiś kilometr dalej. Głowa pękała mi od nadmiaru informacji i różnych problemów. Sprawy WKS, walka z ludźmi, powrót wilków z Północy na ich własne, oczyszczone tereny, przemiana mojej siostry i jeszcze psychika różowej medyczki. Za dużo tego wszystkiego. Przydałby mi się urlop. Pojechałbym sobie na jakąś tropikalną wyspę, usunąwszy sobie uprzednio na kilka czy kilkanaście dni pamięć. Mógłbym sobie wypocząć bez zamartwiania się o sprawy watahy. Tylko... nie byłem pewien, czy dobrze byłoby zostawiać Lily'ego teraz samego, szczególnie po... tym incydencie z Cassie i moją siostrą... Nie, obie musiałyby najpierw wrócić, a ja upewnić się, że nic nie zagraża stadu. Eh... czy jak na razie z mojej wycieczki nici. Szkoda, naprawdę miałem ochotę wyjechać. Szczególnie, że zbliżała się do mnie Prascanna z lemingiem na grzbiecie. Wstałem i poczekałem, aż wilczyca do mnie podejdzie.
- Przepraszam cię za moje zachowanie, nie będę już robić nic, co wykracza za zakres medycyny - oznajmiła medyczka i ruszyła w dalszą drogę, dodając na odchodnym: - A ja chciałam zdobyć przyjaciół, tylko tyle.
- Prascanna, poczekaj! - zawołałem i podbiegłem do niej. - Kolejny raz źle mnie zrozumiałaś. Przepraszam, że tak krzyczałem, ale... naprawdę mam już wszystkiego dość. Nie mam nic przeciwko, żebyś robiła coś poza swoimi zwykłymi obowiązkami, ale chciałbym, żebyś myślała trochę. Nie chcę, żeby moja wataha straciła medyczkę, kiedy ta ni z tego, ni z owego postanowi ocalić innych. Jako Alfa wolałbym uniknąć niepotrzebnego poświęcenia.
- Dobrze - mruknęła cicho Prascanna ze zwieszoną głową. - Postaram się myśleć i takie tam.
- Hej, rozchmurz się! - zawołałem pogodnie, spoglądając na nią. - Nie podchodź do tego z taką smutną miną! Zależy mi na tym, żebyś żyła. (ten uczuć kiedy znajdujesz na zewnętrznym parapecie martwego ptaka)  I, moim zdaniem, przyjaciół zdobędziesz po prostu będąc sobą. Prawdziwym przyjaciołom nie powinnaś pokazywać, jaka jesteś silna - to oni powinni zaakceptować cię w pełni taką, jaką jesteś.
- Tak jak Lemi... - powiedziała zamyślona wilczyca.
- Lemi? - upewniłem się, spoglądając na siedzącego na grzbiecie mojej towarzyszki leminga. Cóż, to co prawda niezbyt kreatywne imię idealnie pasowało do takiego uroczego futrzaka.
- To ten leming. Teraz mój towarzysz. Przyszedł do mnie i zaczął mnie pocieszać. Wyczarował dla mnie nawet kwiatka! - odpowiedziała mi ochoczo Prascanna.
- No widzisz. - Uśmiechnąłem się. - Jemu nie musiałaś pokazywać, jaka jesteś silna. I jestem pewien, że jeśli się przyjrzysz i trochę poszukasz, to znajdziesz kolejnego przyjaciela. A teraz musisz mi wybaczyć, ale powinienem pójść na polowanie.
<Prascanna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz