- Yesterday! - zawołałam w mgłę, resztkami nadziei.
Raczej nie liczyłam na to, że uda mu się mnie usłyszeć. Byłam bardzo głodna...
Szybko zdałam sobie sprawę z mojego beznadziejnego
położenia. Nie mogłam się zdecydować, co zrobić. Siedzieć nad jeziorkiem i
czekać, aż Yesterday sam mnie znajdzie, lub na własną łapę poszukać wyjścia z
tej mgły.
W końcu zdecydowałam się na to drugie. W tamtym
momencie miałam zupełnie gdzieś, czy uda mi się kiedykolwiek znaleźć
Yesterday'a, ale już powoli brakowało mi sił, najważniejsze dla mnie było
wówczas wydostanie się poza obszar mgły.
Narysowałam na lekko wilgotnej ziemi strzałkę
wskazującą kierunek, w który miałam zamiar się udać. Tak na wszelki wypadek.
Podniosłam się z ziemi i wolnym truchtem pobiegłam
przed siebie, zostawiając za sobą jeziorko, w którym na pewno było coś
upiornego. W lesie panowała zupełna cisza, więc dla uspokojenia zaczęłam sobie
nucić melodię, która grała mi w głowie od jakichś kilku dni. Dzięki temu udało
mi się zapomnieć na dobry kwadrans o głodzie, o tym, że zgubiłam Yesterday'a,
że zgubiłam drogę powrotną... że najprawdopodobniej umrę tutaj.... aż do
momentu, kiedy....
- Co do jasnej.... - syknęłam potykając się o coś
miękkiego i upadając na ziemię. Gdy wstałam, zobaczyłam, że tym czymś było
wilcze ciało. Gdy to do mnie dotarło, natychmiast odczołgałam się od ciała.
Musiałam się upewnić, czy żyje.
Ostrożnie zbliżyłam się do ciała, stwierdziłam, że
ów czarny wilk ma dużo krwi na barkach. Jego ciało było już zupełnie zimne,
czyli wilk na sto procent był martwy. Zaschło mi w gardle. Zamknęłam zmarłemu
oczy, cofnęłam szybko łapę i postanowiłam się jak najszybciej oddalić. Jednak
po chwili wróciłam myślami do gnijącego ciała. Fizycznie również tam wróciłam,
wkrótce po moich przemyśleniach.
Już od pewnego czasu nie miałam niczego w
ustach.....
Usiadłam przy martwym wilku. Wokół nas unosiła się
woń krwi i jeszcze czegoś... bardzo przyjemnego dla moich dróg oddechowych. To,
co miałam zamiar zrobić, normalnie większości zapewne wydałoby się dość
okrutne, jednak sytuacja, w której się znalazłam, była dosyć... wyjątkowa.,
więc myślę, że chyba mogłabym....
Jestem głodna.
Muszę jeść, żeby przeżyć. To jest silniejsze ode
mnie....
- Wybacz... - mruknęłam do zwłok - ... ale nie mam
za bardzo wyboru.
Martwy wilk nie odpowiedział. Chyba już od dawna
wszystko było mu obojętne.
***
Gdy było już po wszystkim, wzięłam w zęby zwłoki
wilka, które były teraz pozbawione większej części brzucha. A ja nareszcie
poczułam sytość. Czy to, co właśnie zrobiłam, podchodzi pod kanibalizm? Jestem
tego prawie pewna. Ale żyjemy w trudnych czasach.
- Nie będziesz tak tu leżał samotnie -
powiedziałam z uśmiechem - Poszukamy razem wyjścia, a od razu po tym załatwię
ci najlepsze miejsce odpoczynku w okolicy. Z dala tego przeklętego miejsca. W
końcu jestem ci teraz winna przysługę. Co ty na to?
Martwy basior miał jednak wyj**ane na to co mówię.
Za to ja nie chciałam, żeby ten nieznany mi wilk (bardzo możliwe, że jest.. .a
raczej był z naszej watahy), został pochowany w tej okropnej mgle. Musiałby
mieć normalny grób. Nie znałam tego wilka, ale kto wie... może rzeczywiście nie
zasłużył na śmierć.
Nie... ja wcale nie oszalałam. Dlaczego masz taką
dziwną minę czytając moje słowa? Przecież nie zamierzam nadawać tym szczątkom
imienia. I tak żadna dobra ksywka nie przychodziła mi do głowy.
- Chcesz zostać pochowany na wzgórzu pod jakimś
ładnym drzewem, żeby zawsze widzieć wschód i zachód słońca?
Zwłoki, wzruszyły ramionami. Albo sobie to tylko
ubzdurałam. Westchnęłam cicho. Powinnam znaleźć sobie jakiegoś towarzysza.
Miłego, lojalnego. I przede wszystkim żywego. Nie musiałby nawet nic mówić.
Byle tylko było słychać u niego bicie serca. Czy oczekuję aż tak wiele?
Nic nie widząc, szłam dalej przed siebie, ciągnąc
zwłoki czarnego wilka za ogon. Muszę znaleźć wreszcie to wyjście z mgły. Z
drugiej strony... trochę szkoda było mi zostawiać tu Yesterday'a ... który mimo
wszystko mógł już dawno nie żyć.. lub znaleźć drogę powrotną.
Jednak kręcenie się tu dalej i szukanie go nie
miało sensu. Nawet nie miałam pojęcia, gdzie i jak zacząć poszukiwania.
Chociaż, nie ukrywam, kamień spadłby mi z serca,
gdybym go wreszcie znalazła. Niestety, jak już mówiłam, byłoby to trudne.
- Nie wydaje ci się, że jest tu trochę za cicho?
Przyspieszyłam do biegu, uważając, by nieruchome
ciało wilka nie rozleciało się na pół. Przez chwilę czułam wyraźnie czyjś zimny
oddech na karku. Odwróciłam się, jednak nie zobaczyłam niczego. To mógł być
duch wilka, którego ciało właśnie niosłam. Albo jakiś inny duch... nie wiem. Im
szybciej stąd wyjdę, tym lepiej.
Po pewnym czasie mgła była coraz rzadsza, aż w
końcu zrobiła się praktycznie niewidoczna. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
Tyle morderczych godzin w tej mgle, ale w końcu się udało. Znalazłam wyjście!
- Udało nam się - mruknęłam.
Zrobiłam jeszcze kilka kroków i mogłam odetchnąć z
ulgą. Teraz wystarczy już tylko pogrzebać zwłoki na wzgórzu z widokiem na
gwiazdy.
Odłożyłam ciało na trawę na dosłownie moment i
przykucnęłam, żeby pomyśleć, co teraz będzie. Powinnam była wrócić do mgły po
alfę, oznaczając swoją drogę jakimiś widocznymi kwiatami lub czymś podobnym. Z
drugiej strony rozsądek podpowiadał pochować czarnego wilka i uciec jak
najdalej, żeby nikt z watahy mnie nie widział, zaszyć się gdzieś na pewien czas
i udawać, że nic nie wiem o tym, co się stało z Yesterday'em.
Co robić?
To najprawdopodobniej jeden z najtrudniejszych
wyborów w moim życiu. Powinnam się ratować, ale mimo wszystko....
Już wiem.
Wstałam i zaczęłam kopać w ziemi. Grunt był nieco
twardy, więc trochę zajęło, zanim wykopałam półtorametrową dziurę.
Bezceremonialnie wrzuciłam do tej dziury zwłoki wilka i zaczęłam zasypywać go ziemią.
- Wcale nie rzucam słów na wiatr - zapewniłam
ciało, gdy ostatni segment tego kruczoczarnego futra zniknął mi z oczu - Wrócę
po ciebie później. Obiecuję.
To powiedziawszy zawróciłam w mgłę. Miałam ochotę
coś sobie zacząć nucić, jednak zamiast tego szłam w zupełnej ciszy i
nasłuchiwałam.
Zagłębiłam się już bardzo głęboko w mgłę. I wtedy
zobaczyłam przed sobą ciemny kształt.
- Yesterday? - szepnęłam i już miałam zamiar się
uśmiechnąć, gdy kształt stał się bardziej wyraźny. Oto stał przede mną jeden z
najstraszniejszych zombie łosi, jakie dotąd widziałam, podobny do tych, które
napadły mnie i Yesterday'a chwilę po tym, jak na własne życzenie weszliśmy do
zamglonej części lasu.
Oczywiście zapomniałam zabrać z mojej jaskini łuku
i zestawu strzał.
Łoś ryknął głośno. Po chwili usłyszałam w oddali,
po mojej lewej, jak ktoś niewyraźnie wykrzyknął moje imię, jednak bardzo daleko
stąd. Yesterday... lub chociaż jakikolwiek inny wilk?
I tak zbyt długo juz zwlekałam z ucieczką.
Ruszyłam sprintem w kierunku, w którym słyszałam głos, w nadziei, że uda mi się
zgubić łosia. Nie miałam już nic do stracenia.
< Yesterday >?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz