Przeszywający ciało skowyt przeciął powietrze. Zastrzygłam uszami w stronę jego źródła, zmieniając tor lotu. Za bardzo mi to przypominało głos Altair, by zignorować go.
Dźwięk nie powtórzył się, jednak wciąż leciałam nisko, między zaroślami, w poszukiwaniu wilka. Przeleciałam tak klucząc z... Dwadzieścia? metrów aż je znalazłam.
Gwałtownie zatrzymałam się, po czym schowałam za rozłożysty krzak. Moje uszy się nie pomyliły; tą ofiarą była Alt. Wokół było trochę krwi. Nir mogłam określić, czy należała głównie do niej, czy także do napastników, których było dwóch. Pierwszy, koloru biszkoptowego musiał walczyć, bo miał parę zadrapań. Następny... Basior o czarno - białej sierści. Ten nawet nie był krwią pobrudzony.
Moim planem było najpierw go wymyślić, a dopiero potem atakować. Jednak, jak zwykle nie wyszło, bowiem dostrzegłam coraz więcej krwi. Pysznej, stygnącej krwi... Która pochodziła od wilczycy. Wyskoczyłam z kryjówki donośnie warcząc i ukazując swoje kły. Nawet nie dostrzegłam, że moje wcielenie się zmieniło.
Odwzajemnili gest. Uśmiechnęłam się więc psychopatycznie. Czekałam na ich ruch, którym było przystąpienie do ataku. Równocześnie skoczyli w moją stronę. Odskoczyłam do tyłu, a oni zderzyli się tuż przed moim nosem. Zdążyłam sięgnąć do gardła tego rannego, złotobrązowego. Machnęłam białym ogonem w geście "Ty będziesz następny" do czarnego basiora. Odpowiedział tym samym.
Nasza "walka" składała się głównie z uników i prób. Na nasze szczęście w nieszczęściu oboje mieliśmy te same rozwinięte cechy. Przemknęłam obok przeciwnika, starając dostać się do łowczyni. Jednak on szybko mi przeszkodził.
Już miałam dość użerania się z nim, więc po prostu zatrzymałam dopływ krwi do jego mózgu.
Bez przeszkód po prostu podeszłam do ciemnoszarej wadery i trąciłam ją nosem.
– Alt? – szepnęłam, przybierając swoją normalną postać i chowając kły. Ledwo oddychała...
Nie, nie, nie. Nie zgadzam się. Nie może odejść.
Wpadł mi do głowy głupi i ryzykowny pomysł. Ale... Mogło się udać.
Wampirze zęby znowu się pojawiły. Złapałam głęboki wdech i wgryzłam się w prawie bezwładne ciało. Drgnęło. Nie piłam krwi, a jedynie trzymałam zęby. Czekałam... I trwało by to pewnie dłużej, gdyby nie brutalne złapanie mnie za kark i rzucenie w drzewo. Odbiłam się od niego i upadłam na ziemię.
Zakręciło mi się w głowie. Widziałam tylko rozmazane, kolorowe plamy... W których wraz ze stopniowym wyostrzaniem się dostrzegłam Yesterday'a i inne wilki które przebywały w tym czasie na terenach. Większość patrzyła to na mnie, to na Alfę i Altair. Parę zbliżało się do mnie z ukazanymi kłami.
Podkuliłam uszy. Alfa wydawał się... Wściekły. Chyba jeszcze nigdy... Coś krzyczał w moją stronę, ale nie docierały do mnie jego słowa.
– Chciałam tylko pomóc... – szepnęłam, cofając się z podkulonym ogonem.
Wilki były może dwa metry ode mnie, gdy zerwałam się w niebo, wybrane jako trasę ucieczki. Parę wojowników za mną leciało, aż nie skręciłam na wrogie terytorium, a jednocześnie w szalejącą nad nim burzę.
< Alt? ^^ Nie lubię pisać w pociągu ;_; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz