— Cholera! To trzeba prędko opatrzyć! Oko ci nie wypłynęło? Jak bardzo cię boli? Czujesz je? — Pytałam jak nakręcona, całkowicie ignorując jego pytanie. To mogło się przerodzoć w coś poważniejszego; mógł stracić wzrok lub całe oko, a jeśli wdałoby się do krwi zakażenie... — Pokaż to!
— Nic mi nie jest! — wyrwał się, gdy chciałam zdjąć ten zakrwawiony kawałek materiału.
Ta wymiana zdań przerodziła się w gonitwę między zaroślami.
— Zostaw mnie! — wrzeszczał basior Beta, biegając w kółko.
— To daj mi chociaż zatrzymać krwawienie! — fuknęłam za nim.
— Nieeeeeee!
Cicho przeklęłam i zatrzymałam na parę sekund przebieg krwi basiora. Upadł na ziemię.
Zadowolona z siebie, spokojnie zdjęłam materiał i oglądnęłam ranę. Sprawiłam, by krew przestała się sączyć, a z błękitnej energii zrobiłam nową przepaskę.
Dopiero wtedy wykorzystałam swe umiejętności, by się obudził.
— Co ty robisz?! — zawył.
— Nic, nic... — wzniosłam się w powietrze — Nie ma za co! Więcej zrobić nie mogłam bez ziół. Pośpiesz się do Elan, a być może jeszcze ci to oko uratują.
Wylądowałam przy leżącym reniferze i obkrążyłam go, sprawdzając, czy na pewno nie żyje. Wszystko niby na to wskazywało, jednak gdy przybliżyłam się do jego nóg, oberwałam po pysku. Moja maska zsunęła się, sama lekko pękając.
Zwierz zerknął na mój pysk i z przerażenia poderwał się z ziemi, po czym znów na nią padł, uderzając o kamienie.
Zdechł?
Nasunęłam maskę i chwyciłam rena za kark, ciągnąc do jaskiń.
< Lily? Ta końcówka taka naciągana xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz