Od Shairen CD. Yesterday'a

— Spójrz, przypatrz się temu dobrze...
Skąd dobiegał ten przepełniony szyderczością, obrzydzeniem i nienawiścią jednocześnie, głos? Wydawał się być znajomy, a zarazem tak obcy... 
— Nie widzisz? 
Obróciłam się wokół własnej osi poszukując źródła tego nieprzyjemnego dla mojego ucha dźwięku, lecz jedynym, co widziałam, była wszechogarniająca mnie ciemność...
– Patrz!
Jak na komendę, wraz z dzwoniącym mi w uszach echem krzyku, sceneria się zmieniła. Nie błądziłam już po bezkresnej nicości, a stałam na mokrej ziemi, czując pod łapami kałużę krwi, otoczona przez martwe ciała setki wilków. Znajdowałam się w samym centrum dokonanej tu rzezi...
— To twoja wina, prawda?
Głos również stał się inny. Już nie obijał mi się o uszy ze wszystkich stron – w tej chwili mogłam już zrozumieć, skąd dochodził. Całym ciałem zwróciłam się w tym kierunku, a mój wzrok spoczął nieruchomo na sylwetce tak znanego mi osobnika... Co tu, do ciężkiej cholery, robił ten ktoś, kogo kiedyś nazywałam bratem?
— Czemu nie odpowiadasz? Znasz prawdę...
No właśnie, czemu...? 
Chciałam coś powiedzieć, wyrzucić z siebie wszystkie przekleństwa tego świata, z pogardą opluć tego szaleńca, wymazać mu z gęby ten parszywy uśmiech, a na koniec rzucić mu się do gardła i... Ale nie mogłam się już ruszyć nawet o milimetr.
— Siostrzyczko.
,,Nie mów tak na mnie!" chciałam wrzasnąć, ale krzyk ten pozostał jedynie w mojej głowie.
— Jestem z ciebie dumny.
Dlaczego...? Dlaczego nie byłam w stanie choćby drgnąć? 
Przenikliwe spojrzenie srebrnych oczu tego wilka skierowane było wprost na mnie. Jego oczy zbliżały się do mnie, z każdą sekundą były coraz bliżej...
— Niestety, nie jesteś już mi potrzebna...
Wilk zniknął mi sprzed oczu, a chwilę potem poczułam ból w prawej przedniej łapie, gdy ostre kły wbite do samych kości zjeżdżały coraz niżej wzdłuż kończyny.
Wykrwiawię się...
Do moich uszu dotarł nieprzyjemny odgłos łamanej kości, a wraz z tym niewyobrażalnie wielki ból, którego nie byłam w stanie jakkolwiek wyrazić.
Umrę...
Znowu coś jednoznacznie chrupnęło, tym razem w innym miejscu.
Umrę?
Usłyszałam przeraźliwy wrzask agonii, gdy nagle odzyskałam władzę w znacznej części swojego ciała. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że ten głos należał do mnie.
Nie chcę umrzeć!
Kły, które nagle stały się nienaturalnie długie, bez problemu przedziurawiły moją szyję na wylot.

— C-co...? — wydukałam przerażona, gdy nagle znalazłam się znów w innym miejscu, a ból w jednej chwili zniknął. Przeszył mnie paraliżujący strach, kiedy rozglądałam się spodziewając się za chwilę doświadczyć czegoś strasznego. Bałam się. Tak okropnie się bałam, że znowu doznam tego bólu. Dopiero po usłyszeniu czyjegoś, w tym momencie kojącego głosu, dotarło do mnie, gdzie jestem – w swojej bezpiecznej jaskini zamieszkiwanej przeze mnie od niedawna.
— Wszystko w porządku? — Głos wyrażał niewielką ulgę. Nie rozpoznałam jego właściciela, dopóki na niego nie spojrzałam. Ale... co tu robił Yesterday?
— To był sen? — zapytałam mimowolnie, chcąc się upewnić. W tej chwili to pytanie wydawało mi się być ważniejsze, niż powód, dla którego ten wilk przebywał w mojej jaskini w środku nocy.
— Tak. — Basior patrzył na mnie uspokajająco, ale ja nadal byłam nerwowa. Ten ból, jaki czułam podczas snu był zbyt realny. Nadal miałam wrażenie, że zaraz znowu da o sobie znać, a ta myśl napawała mnie lękiem. Dawno nie byłam aż tak przerażona... W pamięci nadal doskonale pozostało mi to, co czułam, gdy moje łapy były poważnie okaleczane, nie potrafiłam myśleć o niczym innym nawet pomimo tego, że bardzo chciałam.

<Yesterday?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz