Po tym jak przetransportowaliśmy naszych północnych
sojuszników do wolnych jaskiń, a chorych do jaskini Elan, Yesterday nakazał mi jeszcze raz sprawdzić północną
granicę watahy. Chętnie pospałbym trochę, ale jak widać alfa miał gdzieś moją
niezregenerowaną energię, więc poszedłem
jak najszybciej przeszukać okolice granic i jak najszybciej udać się na
spoczynek. Nie leciałem, bo to męczyło mój organizm jeszcze szybciej niż
chodzenie.
W końcu poczułem pod łapami chłód śniegu.
Postanowiłem skręcić odrobinę na wschód, żeby po dotarciu do granicy ruszyć na
zachód i całkowicie sprawdzić tą cholerną północną granicę. Byłem też powoli
głodny, więc postanowiłem poszukać na granicy jakiegoś śnieżnego zająca lub
czegokolwiek.
Nagle na horyzoncie zobaczyłem dwie ludzkie
sylwetki. Że też ludzie śmieli zapuścić się aż tutaj?!
Gotowy do ataku, zerknąłem na intruzów. Stali
tyłem kilkadziesiąt metrów ode mnie, i wątpię, żeby już wiedzieli o mojej
obecności. Człowiek ma tak słabo rozwinięte nozdrza. Uszy tak samo. Nawet kły
ma jakieś takie krótkie. Chciałem to
wykorzystać i szybko podlecieć do tych ludzi, żeby nie mieli nawet czasu na reakcje.
Ale mogłem również schować skrzydła i udawać zwykłego czarnego wilka, który
zabłądził na lodowym pustkowiu.
Ostatecznie zdecydowałem się jednak na tą pierwszą
opcje. Musiałem jednak usunąć tych intruzów z drogi tak szybko, jak się tylko dało. Udało mi się
zerknąć dwadzieścia sekund w przyszłość i dzięki tej zdolności wiedziałem, że
te człekokształtne potwory mają broń, tylko o wiele skuteczniejszą od moich
noży. Właśnie dlatego musiałem się pospieszyć.
Wzbiłem się w powietrze i zaszarżowałem na
intruzów. Na szczęście słońce działało na moją korzyść i mój cień nie był w
stanie zdradzić mojej obecności, co dało mi też ten ułamek sekundy przewagi.
Skoczyłem na jednego z ludzi przygniatając go do śniegu i wyrywając tętnice.
- Ludzkie mięso, ohyda! - warknąłem, wypluwając
odgryzioną skórę i mając głęboko gdzieś, czy nadal pozostały przy życiu
człowiek mnie zrozumiał. Ale chyba nie, ich mowa różniła się znacznie od
naszej.
Towarzysz ś.p. intruza wycelował we mnie jakąś
skomplikowaną bronią. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy jakieś jasne smugi
poleciały w moim kierunku. Poczułem przeszywający ból w lewym oku. Przez to oko
nie wiedziałem nic, wszystko zostało przysłonięte szkarłatnym odcieniem krwi.
Zawyłem z bólu.
Zaatakowałem w furii drugiego człowieka, ale nagle
jakiś kształt pojawił się przed moim celem. Pies husky przygwoździł mnie do
śniegu.
- O ku*wa! - zakląłem. Kiedy ten pies zdążył tu
przybiec? I dlaczego nie udało mi się go wyczuć?To są jakieś cheaty!
Wyjąłem sztylet, jeden z wielu które stale noszę
przy sobie. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wbiłem go między żebra psa.
To go bardzo zaskoczyło i jęknął coś po psiemu, ale nawet jako wilk nic nie
zrozumiałem.
Udało mi się zrzucić przydupasa ludzi z siebie.
Wyrwałem jeszcze sztylet, w końcu nie mogę dopuścić do tego, żeby moja ukochana
broń rdzewiała w tej żałosnej parodii wilka zwanej psem.
Już naprawdę wkurzony postanowiłem dobić
uciekającego intruza. W końcu trzeba pomścić moją gałkę oczną, ponieważ wątpię
żeby nawet stara Elan zdołała odnowić mi to oko, z którego praktycznie nie było
już czego zbierać.
Dobiegłem do uciekiniera, zanim zdołał przeładować
swoja broń, skoczyłem i postanowiłem
wypróbować sztuczkę, która pół roku temu pokazała mi Altair - skręciłem
intruzowi kark. Usłyszałem głuche
chrupnięcie, czyli sztuczka zadziałała. Yey!
Człowiek padł nieżywy na glebę. Byłem głodny, ale
przez ból z powodu odstrzelenia oka prawie tego nie czułem. Wrócę szybko do
jaskini Elan... jak tylko dokończę zwiad. Na szczęście zawiązałem sobie oko
jakąś szmatą zabraną od intruzów i już nie barwiłem śniegu na czerwono. Chociaż
szmata i tak nasiąknęła trochę krwią.
Z trudem wstałem i kierowałem się w kierunku
południowym, początkowo kaszląc z powodu ludzkiej krwi w gardle. Po kilku
krokach zdecydowałem się polecieć. Będąc już w powietrzu zobaczyłem znajomy
biały kształt niedaleko mnie.
Cassie. W sumie trochę sie zmieniła od naszego ostatniego spotkania.
- Witaj - zawołała do mnie, podlatując bliżej, ale
jej wyraz twarzy zmienił się nieco gdy zobaczyła szmatę na mojej mordzie - Co
ci się stało w oko?
- Miałem mały problem ze zlikwidowaniem ludzi, ale
już sytuacja opanowana - westchnąłem - A co cię sprowadza w ten kawałek
przestrzeni?
<Cassie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz