Doprawdy, chyba przestałem nadążać za tą waderą. Najpierw łaskę mi robi, że w ogóle wykonuje moje polecenia, potem mnie przeprasza (byłem zaskoczony), a następnie wpada w fazę zaniżonej samooceny. Nie odpowiedziałem na jej stwierdzenie, tylko podszedłem do Elan i zapytałem ją, czy poradziłaby sobie bez Prascanny jakąś godzinę, góra dwie. Uzdrowicielka odpowiedziała, że tak, toteż skierowałem swe kroki w stronę medyczki, która bez entuzjazmu wykonywała swoje obowiązki.
- Chodź - zwróciłem się do niej. - Idziemy na spacer.
- Na spacer? Ze mną? Głupią, brzydką i bezużyteczną wilczycą?
- Tak. Musimy kogoś znaleźć.
Prascanna chciała chyba jeszcze o coś zapytać, ale uciszyłem ją machnięciem ogona. Zdecydowanym krokiem opuściłem jaskinię Uzdrowicielki, kierując się ku Rzece Leminga. Medyczka podążała za mną w milczeniu, ze zwieszoną głową. Nie podobała mi się ta zmiana. Wczoraj przynajmniej jeszcze była ożywiona i gotowa do kłótni, a teraz... Postanowiłem, że przynajmniej trochę ją rozruszam i przyspieszyłem. Moja towarzyszka również przeszła do truchtu, ale nadal wydawała mi się jakaś tak bierna i pozbawiona entuzjazmu.
Po kilkunastu minutach zobaczyliśmy stanęliśmy nad brzegiem Rzeki Leminga.
- Rzeka Leminga? Kogo tu niby mamy szukać? - zapytała Prascanna, spoglądając na mnie.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedziałem, nie zdradzając moich zamierzeń. Poprowadziłem wilczycę wzdłuż brzegu rzeki, aż dotarliśmy do jednego z niewielkich zagłębień, w którym zebrała się woda. Stanąłem przy nim tak, by widzieć swoje odbicie w tafli tego mikroskopijnego jeziorka. Medyczka stanęła obok mnie.
- Co widzisz? - zapytałem, ukradkiem spoglądając na waderę. Teraz dostrzegłem, że jej futro nie było białe, a miało delikatną różową barwę.
- Swoje odbicie - mruknęła wilczyca.
- Opisz mi je.
- No... Mam różowe futro z błękitnymi elementami i złote oczy.
- Pozwól, że opiszę to bardziej poetycko. Futro o odcieniu różu delikatnym niczym płatki róży, grzywka, łapy i końcówka ogona w kolorze pogodnego nieba, a oczy jak jasne bursztyny, na które padają promienie słońca. Jesteś ładna, Prascanno, tak jak każda wadera. I nie jesteś głupia ani słaba, wręcz przeciwnie. Może faktycznie zeszłaś na złą drogę, ale widzę, że już się odnalazłaś. Jestem pewien, że w końcu znajdziesz swoją miłość.
- Mówisz tak tylko z litości.
- Mówię jak jest, Prascanno. Po to właśnie tu jesteśmy. Żeby porzucić tą pozbawioną entuzjazmu waderę i znaleźć dawną Prascannę. Prascannę z Watahy Krwawego Szafiru.
<Prascanno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz