Zacząłem się śmiać. Po prostu. Prascanna spojrzała na mnie z urazą.
- Co w tym śmiesznego? - zapytała wojowniczo. - Jeśli myślisz, że jestem słaba...
- Nie o to chodzi - powiedziałem, tłumiąc rozbawienie. - Czy ty naprawdę myślisz, że ja, Alfa, zostawię ranną członkinię mojego stada tylko po to, żeby świętować zwycięstwo?
Wilczyca zmieszała się nieco i odwróciła wzrok.
- No... ja... ten... - zaczęła się jąkać, ale uciszyłem ją machnięciem łapy.
- Nie zostawię cię tutaj - zapewniłem. Medyczka spojrzała na mnie znowu i otworzyła pysk, aby zaprotestować, ale pokręciłem głową, wybijając jej dyskusję z głowy. Teraz nie było czasu na takie rzeczy. Prascanna była poważnie ranna i chociaż już nie krwawiła, powinna być pod stałym nadzorem medyków. Gdyby tylko była taka możliwość, skierowałbym ją do Uzdrowiciela, ale Elan nie mogła tutaj przybyć. Była potrzebna w WKS.
Delikatnie uniosłem ranną i ułożyłem ją możliwie najwygodniej na swoim grzbiecie. Starałem się uważać na ranę - nie chciałem, aby się otworzyła, mieliśmy już dość problemów. Ostrożnie, w miarę szybkim krokiem, ruszyłem w kierunku jednej z lodowych jaskiń, gdzie świętowali inni wojownicy. Z tego, co słyszałem, zaplanowano już wielkie polowanie, aby zorganizować ucztę. Szczerze powiedziawszy, miałem nadzieję, że już coś upolowali, bo przez tą całą akcję z eliminowaniem ludzi zgłodniałem.
Byłem już całkiem blisko lodowej groty, gdy dostrzegłem wybiegających mi na spokanie Lily'ego, Shairen i jednej z wojowników z Północy. Medyczka natychmiast znalazła się przy Prascannie i z uwagą przyjrzała się jej ranie.
- Nie krwawi - stwierdziła z satysfakcją. - Połóż ją na posłaniu ze skór.
Kiwnąłem delikatnie głową, akceptując słowa Shairen. Wilczyca wraz z basiorem Beta ruszyli przodem, a ja i nasz północny przyjaciel poszliśmy znacznie wolniej ich śladem. Podejrzewałem, że eskorta została nam przysłana na wypadek, gdyby ludzie jednak przebywali jeszcze w pobliżu. Do jaskini jednak, na całe szczęście, dotarliśmy bez przeszkód. Wedle zaleceń Shairen, położyłem Prascannę na przygotowanym uprzednio przez inne wilki posłaniu. Medyczka pojawiła się po niecałej minucie i przystąpiła do zmiany opatrunku. Ja zaś poszedłem rozejrzeć się za czymś do jedzenia - zarówno dla mnie, jak i dla rannej.
Po dłuższym namyśle, zdecydowałem się posilić sporym kawałkiem renifera. Dla Prascanny wybrałem młodego polarnego zająca, który powinien mieć smaczne, delikatne mięso. Zaniosłem go wilczycy, która odpoczyła na posłaniu. Na jej boku zobaczyłem już nowy opatrunek. Cóż, Shairen niewątpliwie znała się na swoim fachu.
Położyłem przed ranną świeży posiłek, a sam postanowiłem położyć się nieopodal i zjeść swoją porcję. Cały czas przyglądałem się waderze, która zaczęła skubać zająca.
<Prascanna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz