– Jak chcesz, to nie mam nic przeciwko pomocy.
Złapał renifera za skórę. Czułam jego zaciekawiony wzrok na mojej masce.
– Jak chcesz o coś zapytać, to się nie obczajaj. Masz trzy pytania. Możesz odstawić na przyszłość. –odezwałam się.
Przez chwilę nic nie mówił. I po tym momencie też.
– Cassie! – zastrzygłam uszami na głos Alfy.
– Zostawiam ci renifera, do zobaczenia!
I już mnie nie było.
***
– Tak? – przekrzywiłam głowę, lądując za basiorem.
– Podobno jakaś grupka samotników nawiedza tereny naszych sąsiednich sojuszników. Mogłabyś sprawdzić, czy nie zagrażają nam? Tamtejszy Alfa został poinformowany o kimś od nas, więc nie powinnaś mieć problemów.
– O których sojuszników chodzi? Przydzielasz mi kogoś do pomocy? – wtrąciłam się.
– Prawdopodobnie będzie to Lily, jako wojownik może się przydać w ewentualnej potrzebie zlikwidowania ich. Co do miej–
Przerwał, gdy rozległy się kroki, gwałtownie się prostując i szukając uszami źródła dźwięku.
– Ktoś obcy? – szepnęłam, pychylając łeb.
– Tak. Wróg lub potencjalny nowy.
Z niskich zarośli wyłonił się... Niski basior, wielkości starszego szczeniaka. Jego sierść barwy perłosej była brudna i skołtuniona, po pysku biegło parę krwawiących ran.
Szepnął coś i upadł. Yesterday miał odruch podbiegnięcia do niego, jednak zatrzymałam go, zagradzają drogę łapą.
Sama podeszłam bliżej i szturchnęłam obcego nosem. Nie drgnął.
– Nieprzytomny, lub świetnie udaje. Dobić go czy zaciągnąć do Elan?
< Lily? Nje bij, plosem, pomysłu ni mogłam znaleźć :c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz