Wybranie się na spacer było chyba ostatnią rzeczą, na którą miałam w tej chwili ochotę. Najlepiej by było, gdybym zaszyła się gdzieś w ciemnym kącie swojej jaskini i tam na spokojnie porozmyślała nad swoim snem, lecz coś w mojej głowie mówiło mi, że wcale nie chcę rozstawać się z Yesterday'em. Trudno mi to przyznać, ale potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, mimo tego, że do tej pory wszystkie swoje zmartwienia dzieliłam sama ze sobą, nie mając nikogo przy boku.
Starałam się brzmieć jak najbardziej pewnie, gdy zgadzałam się na propozycję basiora.
Droga minęła nam na niespiesznym chodzie, wdrapywaniu się na jedno z Wichrowych Wzgórz oraz nieuniknionych poślizgach na mokrej trawie, ale w końcu znaleźliśmy się na szczycie wzgórza. Przez cały ten czas uważnie obserwowałam Yesterday'a, gdyż po tamtym śnie moja czujność wobec tego basiora znacznie się zwiększyła. Nie ufałam mu, bo nie miałam do tego powodów. Nie ufałam mu, tak samo jak każdemu innemu wilkowi. W moich oczach Alfa był nawet bardziej podejrzany, niż inne dotąd spotkane osoby z watahy. Spokojny, rozważny, pozornie przyjacielsko nastawiony... Te cechy sprawiały, że przypominał mi kogoś, kto kiedyś był mi najbliższą osobą, a potem stał się moim nawiększym wrogiem.
Nadal bez problemu potrafię sobie przypomnieć pogodny, delikatny uśmiech, jakim co dzień wiele razy obdarzał mnie brat. Nie miałam pojęcia, że był sztuczny. Gdy myślę o tym wilku, znów przeżywam te nieprzespane noce, gdy trapiły mnie zmartwienia, a on leżał u mojego boku i pocieszał swoimi uśmiechami i czułymi słowami. Nawet mi na myśl nie przyszło, że mógł tylko grać. A ja, zaślepiona jego fałszywą dobrocią, tańczyłam, jak zagrał; nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on mnie wykorzystywał.
Po tym, co zrobił mi ktoś, komu ufałam najbardziej na świecie, straciłam całkowicie chęć ponownego zaufania komuś innemu – postępowałam wręcz przeciwnie, robiąc sobie za wroga każdego napotkanego wilka.
Yesterday mógł być taki sam, a ja nie chciałam przeżywać ponownie tego cierpienia, jak wtedy, gdy bliska osoba mnie zdradziła. Zrozumiałam, że nikt nie jest godzien mojego zaufania.
— Shairen? — Dobiegł do moich uszu znajomy głos. Spojrzałam na Yesterday'a, co on uznał za niemą zachętę do ciągnięcia swojej wypowiedzi. Uśmiechnął się delikatnie. — Piękny mamy dziś księżyc, prawda?
Nie odpowiedziałam. Zamiast spojrzeć na niebo, spuściłam swój wzrok na ziemię i nie zamierzałam go stamtąd szybko podnosić. Basior, najwidoczniej zauważając brak zainteresowania z mojej strony księżycem, postanowił zmienić temat.
— Nie chcesz opowiedzieć mi o swoim śnie? — Jego ton stał się poważniejszy, jednak nie doszukałam się w nim jakiegokolwiek przymusu.
— Nie chcę. — W duchu pogratulowałam sobie za to, że mój głos nie zadrżał, gdy to mówiłam.
<Yesterday?> Pisane na resztkach weny :|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz