Zaczełam się budzić, widok przed moimi oczyma był zamazany, po chwili wszystko jednak się wyostrzyło i było wyraźne. Spróbowałan się podnieść lecz to i tak nic nie dało po mimo mich starań cały czas upadałam na ziemię nie miałam sił. Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą name mine jak na jakiegoś klauna.
-Prascanna nie wstawaj- usłyszałam czyjś głos i położyłam się tym razem nie próbowałam się podnieść .
-Wypij to - usłyszałam i wypiłam zawartość po czym położyłam się na ziemię i zamknełam oczy mając nadzieję m, że kiedy się obudzę będzie lepiej więc zasnełam.
Kiedy się obudziłam do okoła byli pusto, myślałam iż zostałam sama kiedy usłayszałam.
-Już po wszystkim, wygraliśmy, ludzi nie ma - powiedział podajże Yesterday.
-To wspaniale - odpowiedzialna z ledwością i drżąc cała wciąż byłam bardzo słaba i nie dałam rady iść.
Przez chwilę trwała cisza moje oczy były zamknięte, przednie łapy leżały bezwładnie na śniegu, głowa leżała na śniegu w prost leżała na śniegu jak manekin po prostu rzucony na śnieg.
-Wszyscy już poszli świętować - oznajmił spokojnym głosem
-Dobrze - wyszeptałam słabym głosem
-Dasz radę iść?- zapytał cicho
-Nie martw się o mnie, idź świętować ja jakoś dam radę- odpowiedziałam lichym głosem.
-Idź spokojnie jakoś dam radę- dodałam trząsąc się, wiedziałam, że nie dam rady ale nie chciałam sprawiać kłopotu i tak wcześniej już za dużo kłopotu sprawiłam.
<Yesterday?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz