A więc... czyli Luna dała się, a raczej zabrała się ze mną na randkę.
Randka polegała na tym, że poszliśmy w wyznaczone przez Lunę miejsce i
tam obserwowaliśmy zachód słońca. Później mogliśmy tylko oglądać
gwiazdy, ale bez alkoholu to trochę nie to samo. Pstryknąłem i nagle
pojawiła się księga, która się otworzyła, a w wnętrzu wyciętym w kartki
utkwiona była butelka czerwonego wina, wraz z kielichami. Kielichy były
miedziane, idealne do picia wina wieczorami. Wziąłem wino i kielichy, a
księga zniknęła. Wziąłem jeden kielich i napełniłem winem, dałem Lunie i
drugi dla siebie. Puściłem do niej oczko. Luna uśmiechnęła się lekko,
wzięła lekki łyk, a ja porządnie opróżniłem kielich trzema łykami. Wino
było słodkie.
- Pyszne- powiedziała Luna- bardzo
- Najpyszniejsze wina, to tylko u mnie... kochanie- zbliżyłem się do
niej, ułożyliśmy się na ziemi. Luna praktycznie była pode mną. Stałem
nad nią i namiętnie całowaniem, po trochu... chciałem, aby wczuła się.
Potem przechodziłem do czegoś śmielszego. Końcem języka jeździłem po jej
policzku do tego czując, jak waderze pulsują policzki. Była cała
czerwona. Wadera wtuliła się we mnie, uśmiechnąłem się zadziornie.
Wypiłem kolejny kielich wina i byłem coraz nakręcony.
***
Nadeszła noc, a mi kręciło się w głowie, dosłownie chciało mi się
śpiewać, tańczyć, śmiać... a wesoła atmosfera nie opuszczała mnie. A
ciepła chęć całowania mojej dziewczyny, też nachodziła mnie coraz
mocniej przy bardziej wlewanym w siebie winem. Luna nie broniła się,
praktycznie śmieszyło ją to. Przestałem po chwili i stwierdziłem, że za
dużo wypiliśmy. Butelka po winie była już pusta, a jaskinia była daleko.
A zmęczenie dopadło mnie. Ziewnąłem tylko i ułożyłem się miękko na
ziemi, a Luna obok mnie.
<Luna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz