- Mhmm... wiesz, walczyłaś dziś pięknie...
- I może dlatego, należy wam się kara!- odezwał się głos za nami. To był alfa. Był wściekły wiadomością, że udaliśmy się nad ocean ognia. Ostro z nas zrugał. A za karę kazał nam wykonywać pracę na rzecz watahy. Zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była spiżarnia. Kazał nam tony mięsa przewalić i sprawdzić, czy któreś z tych nie jest zepsute... zakaz podjadania. A ciekła ślinka.
- Cóż, przynajmniej nie siedzisz w tym sama- powiedziałem, będąc na górze mięsa.
- A noom, a jednocześnie dziękuję za karę...
- Wiem, to wszystko przeze mnie, ale sama powiedziałaś że za mną na śmierć byś poszła
- No tak, ale...- i spojrzała na wielką górę mięsa jaką musimy sprawdzić- będąc obok góry mięsa i nie móc nawet skubnąć chodź by płucka- oblizała się
- Wytrwamy razem- puściłem jej oczko i zjechałem z góry tuż przed swoją ukochaną- w końcu jesteśmy razem- pocałowałem ją w usta. Wadera poddała się pocałunkowi i łagodnie ułożyła się na ziemi, a ja nad nią.
- Wracamy do pracy?
Pokiwałem głową i wróciliśmy do przewalania mięsa.
- Na serio... jak skończymy karę, co będziemy robić?-zapytała
- Na pewno odpoczywać, mam już tego dość!- rzekłem po kilku godzinach pracy, gdy okazało się że wszystkie części mięsa są w porządku
<Luna?>
Ale pamiętajcie, to jeszcze nie koniec kary *złowieszczy śmiech*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz