Po przyjściu pod pewną jaskinię Yesterday zawołał tą wilczycę, o której po drodze mi opowiedział. Nie minęła chwila, a u wejścia do groty stawiła się samica w podeszłym wieku, o sierści w przeróżnych odcieniach szarości. Mojej uwadze nie umknął fakt, iż kulała.
Ogarnęło mnie speszenie, gdy poczułam na sobie uważne spojrzenie błękitnych oczu należących do kogoś zupełnie mi obcego, więc powędrowałam wzrokiem gdzie indziej, na bok. Nie chciałam dać po sobie poznać tego, iż niezbyt przyjemnie przebywało mi się w pobliżu nieznajomej wadery.
- Przyniosłem ci jedzenie. - Basior położył mięso na ziemi, przed wilczycą, po czym przedstawił mnie dawnej Alfie.
- Witaj. - Na to słowo spojrzałam niepewnie na nią, starając się doszukać głębszego sensu ów wyrazu, ponieważ wyczuwając dziwną tajemniczość w głosie samicy niemal odruchowo chciałam znaleźć prawidłową interpretację tego. Jednak było to przecież tylko jedno, zwyczajne słowo powitania... przynajmniej z pozoru.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, po sekundzie zastanowienia nad tym, co zrobić. Wtedy kątem oka zerknęłam na stojącego obok basiora i wycofałam się nieco, w zamiarze odejścia, a on za mną, po tym jak przekazał słownie coś jeszcze tej wilczycy – lecz ja nie słuchałam, oddalona od nich już o kilka kroków.
Yesterday stał trochę czasu na skraju wzniesienia, niedaleko jaskini Heroiki. Wyglądał na zatraconego w myślach, kiedy tak z góry spoglądał na otaczający go krajobraz. W jednej chwili miałam ochotę podejść do niego, usiąść i również ponapawać się ładnymi widokami, jednak zbyłam tę chęć myślą o powrocie do swojego nowego miejsca zamieszkania, gdzie chciałam resztę dnia spędzić na przewertowywaniu swojej książki o wszystkim, co było istotne w zawodzie medyka.
Zaczęłam odchodzić w swoją stronę, darując sobie pożegnanie z Alfą. Droga powrotna minęła mi w spokoju i ciszy, bez żadnych problemów, którymi mogłyby być, przykładowo, natrętne towarzystwo wilków z watahy. A tego z pewnością bym nie chciała.
Gdy wróciłam, słońce chyliło się już ku zachodowi – co oznaczało, że na wędrówce do swojej jaskini straciłam więcej czasu, niż zakładałam. Nie przeszkodziło mi to jednak w natychmiastowemu oddaniu się swojej lekturze, od razu po dotarciu do groty. Rozpoczęłam czytanie rozdziału poświęconego w całości chorobom zakaźnym.
Gdy ciemno zrobiło się na tyle, że nie mogłam już rozszyfrować tego, co napisane było na stronach księgi, pozostawiłam ją tak otwartą i ułożyłam się na twardym podłożu, zwijając się w kłębek. Senne zmęczenie ogarnęło mnie zaskakująco szybko.
<Yesterday?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz