Trochę byłem znudzony tą codziennością i postanowiłem wziąć Lunę ze sobą wśród tłumu watahy. Poszliśmy przez las, a później przecieliśmy łąkę na skos, gdzie później trafiliśmy do wodopoju. Tam spotkaliśmy parę wilków. Z naszej watahy. Ale Luna nie bardzo miała ochoty na inne towarzystwo. Później napotkaliśmy jaskinię, która okazała się być granicą, między pierwszą a drugą częścią watahy. Jaskinia później doprowadziła nas do Rzeki Leminga. Szczerze mówiąc nigdy nie byłem jeszcze w tej części watahy. Gdy tylko zbliżyliśmy się do wody, od razu mogliśmy napotkać Lemingi. Właśnie kilka przebiegło obok naszych łap.
- Więc, co robimy?
- Idziemy nad ocean ognia?
- Zwariowałeś, to miejsce jest zakazane
- Kto tak powiedział?- zapytałem lekko zdziwiony
- Alfa, jak tam pójdziemy bez jego zgody, czekać nas będzie kara
Przekrzywiłem lekko usta. Przecież nie musi o niczym wiedzieć, a poza tym będziemy się trzymać z daleka.
Poszliśmy w wyznaczone miejsce, ale po tym zobaczyliśmy tablice z napisem " Ocean Ognia"
Jak powiedziałem tylko poszliśmy popatrzeć. Weszliśmy na wydające się bezpieczne wzgórze i obserwowaliśmy całe wydające się z piekła rodem miejsce i nagle coś nad naszymi głowami przeleciało i wylądowało tuż przed nami, skryliśmy się. Stworzenie chyba nas nie zauważyło bo od razu by się odwrócił w naszą stronę
- Uciekajmy- wyszeptała mi do ucha- proszę
Wyglądała na mocno przerażoną. Stworzenie wyglądało na mocno przerośniętego osiłka z czerwonym kolorem skóry, mocno umięśniony dryblas przypominał byka stojącego na dwóch tylnych racicach. A gdy się lekko odwrócił można było zobaczyć, że jego ogromne, wielkości piłek do koszykówki oczyska płoną żywym ogniem. Stworzenie zamachało niebezpiecznie swoimi skrzydłami.
- Uciekajmy- powtórzyła przez zaciśnięte zęby- proszę, uciekajmy
Luna z przerażenia zaczęły oczy jej łzawić. Łzy pociekły jej po policzkach. Kiwnąłem głową i przeczołgaliśmy się w dół, aż do końca wzgórza, bezszelestnie doszliśmy do terenu niedotkniętego jeszcze gorącem, ogniem i popiołem.
- Na szczęście- westchnąłem i spojrzałem na swoją ukochaną, która nadal płakała. Przytuliłem ją do siebie, przetarłem jej łzy, cieknące po policzkach i pocałowałem w czoło
- Hej, już tej bestii nie ma... jestem tylko ja, ok?
Kiwnęła na znak, że zrozumiała
Nagle to stworzenie znowu wzbiło się w powietrze i poleciało w dal. Luna obserwowała na bestię, lekko drżała.
- Chodź, idziemy stąd
<Luna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz