Leżąc na ziemi usłyszałam jakieś wołanie o pomoc, byłam prawie pewna, że to ta wadera która próbowała mnie ruszyć. Natychmiast tam pobiegłam i zobaczyłam ją miotającą się i zapadającą w głąb, więc krzyknęłam:
-Przestań się miotać, to pogorszy tylko sprawę. Postaraj się uspokoić - krzyknęłam a po chwili wilczyca uspokoiła się i znieruchomiała.
Podeszłam do niej i chwyciłam ją mocna z kark po czym wyciągnęłam.
-Uważaj gdzie stawiasz kroki - powiedziałam patrząc na wilczycę.
-Dobrze, dzięki za pomoc - powiedział zdyszana i ubłocona.
- Nie ma za co, chodź zbadam cię - odparłam pomagając jej wstać.
Poszłyśmy na niedaleką łąkę i usiadłyśmy pod drzewem i zbadałam ją.
-Nic ci nie jest, tylko masz małe zadrapania i jesteś z błota- rzekłam z uśmiechem.
-Nie przedstawiłam się, jestem Cassie - odparła wyciągając łapę w moją stronę
- Ja Prascanna, ale to już wiesz -powiedziałam dając łapę na przywitanie.
-W końcu się rozchmurzyłaś- stwierdziła, lekko rozbawiona.
-Tak, można tak to powiedzieć -odparłam z uśmiechem
< Cassie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz