- Hej, chcesz mnie zabić! - stwierdziłam z nieukrywaną frustracją, jaka wezbrała we mnie z powodu zachowania wilka. Otóż, chwilę przedtem rzucił na oślep trzymanym w łapie skalpelem, będącym tak ostrym, że z łatwością wbił się on w ścianę. Gdybym w ostatniej chwili nie zniżyła łba, prawdopodobnie ten przedmiot tkwiłby już w mojej głowie, a widok najciekawszy by nie był. Z pewnością samiec zrobił to niewiele myśląc, wyglądało to na działanie całkowicie spontaniczne, z powodu przypływu złości.
Wilk gwałtownie odwrócił się do mnie przodem, po czym zapytał o intencje, w jakich przybyłam do tej jaskini. Niemal natychmiast się uspokoiłam, przybierając na pysk na powrót swoją minę obojętności. Skalpel, którym przed chwilą mogłam dostać, nie zrobił na mnie wrażenia – zachowywałam się, jakby nic się nie stało.
Nie miałam powodu do kłamstwa, a basior mógł mi pomóc, więc zgodnie z prawdą powiedziałam, iż przyszłam po potrzebne mi zioła lecznicze.
Po chwili wilk zrzucił z półki pożądany przeze mnie przedmiot, lecz nadal trzymał go w swoich łapach.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytał, mimo że w jego głosie nie wyczułam chęci do pomocy mi.
- To wszystko - stwierdziłam po krótkiej chwili zamyślenia, patrząc gdzieś na bok. Po chwili przeniosłam wzrok na samca i starannie dbając o to, by w tonie mego głosu można było wyczuć jedynie nięchęć do rozmowy i obojętność, zapytałam: - Wszystko w porządku?
Wilk odpowiedział twierdząco, jednak niestarając się brzmieć wiarygodnie.
- No widzę właśnie - powiedziałam, i by podkreślić pogardę, jaką włożyłam w wypowiedziane zdanie, prychnęłam. Nie podobało mi się to, że basior kłamał. I to skrajnie nieprzekonywująco.
W odpowiedzi mruknął coś niewyraźnie, odwracając łeb w inną stronę, by uniknąć mojego spojrzenia.
- Powinieneś, jako medyk, powściągnąć nerwy i zachować spokój - rzuciłam, niby od niechcenia. Widząc spojrzenie basiora, jakim mnie w tej chwili obdarzył, niemo przekazujące mi, gdzie ma moje rady, postanowiłam nieco rozwinąć swoją myśl, podając przykład adekwatny do zaistniałej przed chwilą sytuacji: - Przez agresję, wynikającą z besilności w sprawie uratowania życia jednego wilka, możesz doprowadzić do śmierci drugiego. Mówię tu o zrobieniu czegoś jeszcze mniej rozsądnego od rzucania przypadkowymi rzeczami.
Wilk zmrużył oczy, nieco nieprzychylnie przy tym na mnie patrząc.
- Dobra, przyznaję, zrobiłem coś wiedziony nagłym impulsem. - Westchnął cicho, spuszczając wzrok na podłoże. Ominęłam go zabierając przy tym słoik z potrzebnymi mi ziołami leczniczymi. Uznałam, iż ten samiec nie przeszedł w życiu zbyt wiele, skoro aż tak bardzo dał ponieść się emocjom, gdy jeden pacjent umarł. Medyczką byłam nie od tego dnia, więc wiedziałam dobrze, że z niektórymi sprawami trzeba się po prostu pogodzić. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że pacjenci bardzo często skazani są na śmierć, rzadko da się ich odratować, i z tą świadomością trzeba zwyczajnie żyć. A skoro ten osobnik – którego imienia nawet nie znałam – nie dał rady zapanować nad swoim gniewem... to nie nadaje się na medyka. Co prawda, z początku swojej medycznej kariery też taka byłam, ale to dawno temu, gdy jeszcze ceniłam sobie wilcze istnienia.
- Ech, nieważne... Zapomnijmy o tym. Jestem Exan.
Nie zamierzałam mu się przedstawiać, zresztą, nie wyglądał na zainteresowanego moim imieniem, więc założyłam, iż je już zwyczajnie znał.
<Exan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz