Od Yesterday'a CD. Shairen

Po wybrzmieniu moich słów uśmiech na pysku wilczycy niemal natychmiast zniknął, a Shairen przybrała na powrót wyraz obojętności, który widziałem już przy wcześniejszym spotkaniu.
- Bo to nie jest częsty widok - stwierdziła wilczyca bezbarwnym, nie zdradzającym emocji tonem. Co takiego mogła sobie teraz myśleć? W każdym razie zachowywała się trochę jak... ja...
- Tym bardziej się cieszę - odpowiedziałem, uśmiechając się jeszcze raz krótko. Chwyciłem mocniej mięso, tak, że nie mogłem już mówić, i ruszyłem w stronę jaskini Heroiki.
Cały czas jednak, nie wiedzieć czemu, myślałem o Shairen i jej uśmiechu [czy tylko mi to zabrzmiało jak jakiś wiersz? xd]. Jakim cudem uśmiechnęła się akurat do mnie? Ledwie się znaliśmy...
Poczułem, że coś jakby blokuje moją łapę i w następnej chwili wylądowałem na ziemi. Zacząłem się toczyć w dół trawiastego stoku, niesiony kawałek mięsa zostawiając gdzieś wyżej. Podczas tej całej sytuacji udało mi się stracić orientację, gdzie jest góra, a gdzie dół. Gdy w końcu się zatrzymałem, mając ładny widok na niebo, leżałem tak przez chwilę, nie mogąc dojść do siebie. Kiedy wstałem, ruszyłem po zgubione mięso. Cały czas kręciło mi się w głowie, więc szedłem pięknym zygzakiem. Czułem na sobie spojrzenie leżącej wśród traw Shairen.
<Shairen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz