Już od dłuższego czasu leżałam w tym samym miejscu, a że zaczęło mi się nieco nudzić, nabrała mnie nagła chęć pobiegania na dłuższy dystans. Szybko mnie ona jednak opuściła, dlatego wciąż pozostawałam w tym samym miejscu, w niezmiennej pozycji. Ostatecznie zaczęłam wykonywać czynność, która raczej do moich codzienności nie należała: śpiewanie. Pozbawione wesołych nut, żywych tonacji, ciche śpiewanie, wyraźnie pochodzące z gardła wadery kompletnie pozbawionej talentu wokalnego. Bynajmniej ja tak sądziłam w tamtej chwili.
Poczułam zapach jakiegoś nieznanego mi wilka, jednak wolałam zachować pozory, iż nadal nie zdaję sobie sprawy z jego obecności.
Wróg?
Potencjalny sprzymierzeniec?
To nie było istotne. Ważnym było się tego dowiedzieć.
Odczekałam, aż zbliży się wystarczająco blisko. Mój nos i tym razem mnie nie zawodził: potrafiłam określić dokładną pozycję nieznajomego.
Nucenie się urwało z chwilą, gdy szybkim i nieprzewidywalnym ruchem wyskoczyłam do tyłu, w krótkiej chwili lotu przekręcając się tak, aby przygwoździć wilka brzuchem do ziemi. Nawet nie próbował się bronić, nadal będąc zaskoczonym.
Trafiłam na jakiegoś łajzę, oceniłam w myślach widząc u niego duże braki w szybkości reagowania. Dopiero po dwóch sekundach, które w walce o swoje życie zawsze są bardzo cenne, spróbował wybrnąć z tej sytuacji. Za dużo czasu stracił. W tamtej chwili przygwożdżony był przez moje łapy do ziemi, bez możliwości obronienia się własnym ciałem.
Stało się to, co przewidziałam: że jeśli ten basior posiada jakąś przydatną moc, użyje jej w obronie. Niedaleko zapaliła się niewielka iskierka, co zauważyłam kątem oka. Chwilę potem zaczęła rosnąć w ognisty płomień. Przeciwnik najwidoczniej chciał zaatakować mnie tym z zaskoczenia, a sądziłam tak, ponieważ płomień znajdował się niemal poza zasięgiem mojego wzroku.
- Czemu mnie atakujesz?
Teraz chcesz odciągnąć moją uwagę od ognia, stwierdziłam w myślach.
- Nie jestem pewna co do twoich zamiarów - wyjaśniłam, lecz tylko po to, by wilk nadal myślał, iż nie przejrzałam jego zamiarów.
- Jesteś spoza tej watahy? - Jego głos nie przejawiał wrogości. Spojrzałam na niego krzywo. Co to za pytanie?
- Jestem z tej, na której terenie jesteśmy.
- Ale... Ja też - przyznał, a ja wychwyciłam gasnący ogień gdzieś na uboczu. - Możesz ze mnie zejść? Nie mam złych zamiarów.
Nachyliłam się nad nim tak, że moje puste spojrzenie wwiercało się w jego oczy, jakby starając się wyżreć z nich wszystkie potrzebne informacje, wyczuć kłamstwo. Koniec mojego nosa niemal stykał się złowrogo z jego.
- Nie ujawniaj swoich mocy przed potencjalnym wrogiem - szepnęłam, a zdanie to miało na celu nie zakodowanie mu tej solidnej rady w głowie, lecz danie mu do zrozumienia jaką głupotą się wykazał.
Nie czekając na reakcję samca, zeszłam z niego i zaczęłam odchodzić.
< Exan? Wybacz to, że tak długo nie odpsywałam>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz